Jak Ja was ukochałem, tak wy macie kochać jedni drugich (J 13,34)
Miłość na poziomie pierwszym, miłość niedojrzała, jest uwikłana w zależności. Żyjemy wśród innych i decyzje podejmujemy zawsze w jakimś odniesieniu (oczekiwania, rodzina, koneksje). Zamiast pytać Boga i kierować się Jego wolą, pytamy o rady ludzi. A przecież jedynie Stwórca wie, czego nam trzeba, co jest dla nas dobre. Taka miłość jest kojarzona z emocją, własnym zdaniem i chceniem, zachowaniem innych ludzi w stosunku do nas – gestem czy słowem – a przecież nikt nie jest doskonały. Stąd wiele wzajemnych zranień. Także tolerancja rozumiana jako akceptacja wszelkich zachowań, a mylona z miłością do bliźniego, jest po prostu obojętnością lub niemą zgodą na zło. Rodzi to głęboką świadomość niewłaściwego postępowania, bezradność w radzeniu sobie z życiowymi sytuacjami. Życie staje się udręką z poczuciem braku zrozumienia, siebie i innych. Chaosem decyzji niezgodnych z sumieniem a podporządkowanych przypadkowi.
Miłość wybaczająca to drugi poziom. Potrafimy nabrać odpowiedniego dystansu, który powoduje, że wybaczamy. Wybaczamy słowa, czyny, myśli, zamiary, oddając to Bogu. Decyzją serca i umysłu – nie ma to nic wspólnego z pobłażliwością, czy pozwoleniem na krzywdzenie. Czasem ból nadal trwa, niechęć nie mija, ale mimo tego potrafimy znaleźć argumenty na zostawienie tego za sobą. Zachowując godność, przechodzimy dalej. Powoli stajemy się dojrzalszymi. Taka miłość wiele porządkuje, ustawia we właściwym miejscu i czasie. Duch Święty objaśnia nawet motywy postępowania (nasze i innych), wynagradzając decyzję serca. Bóg, który sam jest miłością, uczy też kochać, wznosząc na coraz wyższy poziom, parafrazując św. Jana od Krzyża: pod koniec życia będziemy sądzeni jedynie z miłości. Tutaj rozpoczyna się droga zbawienia, często połączona z łaską głębokiej wiary. Tutaj zaczyna się miłość bezinteresowna.
Miłość na kolejnym poziomie to ślepe zawierzenie Bogu. Powoduje to łaska wiary. Oddajemy Mu wszystko: życie i samego siebie. To, co dobre i złe, co słabe i mocne. Idziemy już tylko w Jego stronę, nie patrząc zbytnio na siebie. To stawianie sobie i innym twardych wymagań, przy jednoczesnym zrozumieniu i miłości. Rezygnacja z dotychczasowych sposobów myślenia i postępowania, oddanie – jest wejściem na właściwą drogę z łaską poznania siebie (św. E. Stein). Z dnia na dzień Bóg tworzy nas na podobieństwo Syna, dając do tego siłę. Wiara pozwala na poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa, nadzieja ukierunkowuje na niebo, miłość powoduje, że trzeba pociągnąć za sobą innych. Bo idziemy wszyscy w jednym kierunku, tylko jeszcze nie wszyscy to wiedzą lub tę prawdę przyjmują. Wierzący coraz bardziej upodabnia się do Chrystusa, potrafi kochać poprzez miłosierdzie.
4.
Miłość coraz doskonalsza oczyszcza się w cierpieniu i porządkowaniu życia na coraz głębszych etapach. To cierpienie ma wiele źródeł, u każdego inne. Bo ilu ludzi, tyle historii nawróceń. Im bardziej jest człowiek w stanie zrezygnować z własnego „ja”, tym więcej napełnia się Bogiem. On z wielką siłą pociąga człowieka do wnętrza ukazując bogactwo życia duchowego. Tu kocha się nieprzyjaciół miłością nadziei.
5.
Mądrość miłości Chrystusa polega na wybaczaniu oraz zabieraniu słabości, tworzeniu nowego człowieka – cielesnego, wrażliwego, idącego drogą zbawienia.
Mądrość miłości wierzącego to bycie z Bogiem w każdej chwili. Pragnienie zbawienia siebie i innych. Przemiana w Chrystusa. To miłość roztropna i właściwa. Wierna i odpowiedzialna. Pozwalająca się prowadzić.